8 grudnia 2024 roku, dokładnie w 44 rocznicę tragicznej śmierci Johna Lennona, w leszczyńskiej Miejskiej Bibliotece Publicznej odbył się koncert „Lennon 44”. To mogło być… Nie, stop! To powinno być duże wydarzenie muzyczne! Pomysł świetny, lokalni wykonawcy prezentujący duże umiejętności, widownia pełna. Tylko że w tym wszystkim było bardzo niewiele Johna Lennona. Tak, tak. Parafrazując znany cytat z pewnego polskiego filmu – podczas koncertu procent Lennona w Lennonie był niewielki.
Zatem przechodzimy do konkretów. Troje wykonawców zaprezentowało łącznie 22 lub 23 piosenki ale tak naprawdę to o dwie mniej, ponieważ dwa utwory powtórzyły się w różnych wykonaniach. Na dodatek siedem utworów z całego koncertu nie miało żadnego (!) związku z twórczością Johna Lennona ani w ramach The Beatles ani z jego karierą solową. A to już powoduje spory niesmak. Koncert czy inne wydarzenie kulturalne to rodzaj pewnej umowy zbiorowej. Jeśli umawiamy się na uczczenie pamięci jednej z najważniejszych postaci muzyki drugiej połowy XX wieku to chyba nie po to by słuchać piosenek Bajmu, Maanamu czy Chrisa Isaaka!

Koncert rozpoczęło trio: Przemysław Maćkowiak, Jakub Jędrzejczak i Wiktor Pieprzyk. Ich akustyczny występ, w części tylko instrumentalny, rozpoczął się od „Come together” a później „And I love her”. Fajnie, tyle że w dalszej kolejności zagrali dwie swoje własne piosenki czyli John Lennon zszedł na plan dalszy. Powrót do tematu koncertu był wykonawczo bardzo dobry. Tyle że pięknie wykonany utwór „While my guitar gently weeps” pochodzący z repertuaru Beatlesów jest kompozycją George’a Harrisona. Na koniec panowie zaserwowali „Imagine” i tu trzeba przyznać była swego rodzaju magia.
Hubert Szczęsny – kolejny wykonawca zaczął wybornie. Najpierw „Eleanor Rigby” czyli mój od lat ulubiony utwór liverpoolskiej czwórki a zaraz po nim solowy hit Johna „Jealous Guy”. I zamiast kontynuacji myśli przewodniej koncertu wykonawca serwuje „Krakowski spleen” Maanamu. W secie Szczęsnego pojawia się jeszcze „Stand by me”, kompozycja Bena Kinga ale wykonywana w okresie solowym przez Lennona. Na koniec jest „Happy X-mas (war is over). Niby ok. Ale w międzyczasie wykonawca serwuje nam jeszcze jeden swój utwór a także po jednej kompozycji Bruce’a Springsteena i Chrisa Isaaka. A na bis (po „Happy X-mas…) „Co mi panie dasz” Bajmu. Sorry ale nie tak to powinno wyglądać. Zresztą odniosłem wrażenie, że Hubert Szczęsny udział w projekcie poświęconym Lennonowi potraktował jako swój koncert solowy, przy okazji serwując dość nachalną autoreklamę swojej osoby i swojego profilu na instagramie. Grał najdłużej a na 10 (chyba) wykonanych piosenek 5 nigdy obok Lennona nawet nie stało!
Kończący koncert zespół XYZ jako jedyny wykonawca swój muzyczny set w całości oparł na nagraniach Beatlesów. Młodzi muzycy zagrali „Get back”, „Here comes the Sun”, „While my guitar gently weeps”, „Come together” i „Now and then”. Fajnie, że pojawił się ten ostatni utwór, który John Lennon zdążył tylko naszkicować. A po jego śmierci Yoko Ono przekazała rękopis pozostałym żyjącym członkom The Beatles. Dobre brzmienie, werwa, świetny wokal Anki, gitara Kuby to plusy występu XYZ. Na bis zespół zagrał „Let it be” z gościnnym udziałem Przemka Maćkowiaka.

Jak jednak wspomniałem wyżej, kompozycji Lennona podczas koncertu było niewiele. „Imagine”, „Jealous Guy”, „Happy X-mas…”, niedokończony przez Johna „Now and then” i w jakimś sensie „Stand by me”. Nie doczekaliśmy się choćby „Woman”, „Mind games”, „Give peace a chance”, „Power to the people”, „Just like starting over”, „Watching the wheels” czy „Working Class Hero” i wielu innych. Co prawda osoba entuzjastycznie recenzująca koncert na fejsbukowym profilu Biblioteki „usłyszała” na koncercie „Working Class Hero” i „Revolution” ale chyba chciała usłyszeć nagrania których nie było.
Wydaje mi się też, że zabrakło osoby koordynującej koncert i pewnie stąd zagranie przez dwóch różnych wykonawców dwóch tych samych utworów – „Come together” i „While my guitar gently weeps”. Co prawda aranżacje były różne, bo akustyczna i elektryczna ale mogły w tym miejscu pojawić się inne piosenki Johna. Myślę także, że podczas koncertu „Lennonowskiego” można było uniknąć kompozycji George’a Harrisona”, chociaż to piękne utwory z repertuaru The Beatles więc z Lennonem wykonawczo związane. Ale przecież dorobek kompozytorski Johna Lennona jest ogromny.
Jeszcze przed pojawieniem się na scenie wykonawców koncertu padła zapowiedź czy pomysł by w przyszłości być może zorganizować festiwal Lennonowski. Na pewno pomysł zacny i wart rozważenia i realizacji. Tylko bez swego rodzaju partyzantki. I zdecydowanie z obowiązkowo większą ilością Lennona w Lennonie!
Ireneusz Kaczmarek
Zdjęcia: Janusz Paszek
Skomentuj John Anuluj pisanie odpowiedzi